
Matka przyjechała do nas na wielbłądzie
Brak dostępu do opieki medycznej, bezpiecznego miejsca, by urodzić, brak odpowiedniej opieki dla noworodków, czy też niedożywienie są powszechne w miejscach objętych konfliktem zbrojnym, jak np. Sudan czy Strefa Gazy. Kobiety w ciąży, mamy karmiące piersią i dzieci do piątego roku życia są szczególnie zagrożone. Oddajemy głos Cathy Branthwaite, pediatrce Lekarzy bez Granic, która pracowała w pogrążonym w konflikcie Sudanie.
Kiedy przyjechałam [do Tawili, Darfur Północny, Sudan] śmiertelność wśród noworodków była ogromna. Łamało to serce. Dzieci rodziły się bez opieki przedporodowej i poporodowej. Jeśli cierpiały na infekcje, to nie było antybiotyków. Przetrwanie stanowiło ciągłą walkę. Z czasem umocniliśmy nasz oddział noworodkowy oraz opiekę okołoporodową i zaczęliśmy widzieć zmiany — większej liczbie dzieci udawało się przeżyć, więcej rodzin mogło opuścić szpital z nadzieją.
Kilka z przypadków zostało silnie w mojej pamięci. Matka przyjechała do szpitala na wielbłądzie z dwójką przedwcześnie urodzonych bliźniaków. Podróżowała godzinami w nieubłaganym sudańskim słońcu z dziećmi, które ważyły około kilograma każde, przyciśniętymi do jej ciała. Nie wiem, jak udało im się przetrwać tę podróż. Bez inkubatora, bez wsparcia medycznego, jedyne, co ich podtrzymywało, to olbrzymia determinacja mamy i rytmiczne kroki wielbłąda pod nimi.
Kiedy dotarli do szpitala, wiedzieliśmy, że mamy małe szanse. Nasza placówka nie jest przygotowana do opieki nad tak maleńkimi dziećmi. Ale nie mogliśmy się poddać. Zapewniliśmy antybiotyki, wsparcie w karmieniu, ciepło i ciągłą opiekę medyczną — zrobiliśmy wszystko, co mogliśmy w tej sytuacji. Dzieci powoli przybierały na wadze, stawały się silniejsze.
Po kilku tygodniach mogły wrócić do domu. Silna i zdeterminowana matka owinęła je w tkaninę i ponownie ruszyła na wielbłądzie.
Cały zespół zakochał się w tych bliźniakach. Patrzenie na to, jak wychodzą z placówki silne i zdrowie, było dla nas ogromnym zastrzykiem motywacji.

Niedożywanie jest powszechne
Jednym z kluczowych obszarów w mojej pracy było niedożywienie, które jest powszechne w regionie. To mój czwarty projekt z Lekarzami bez Granic i niedożywienie to rzeczywistość niemal każdego projektu pediatrycznego. Nawet jeśli się tego spodziewasz, to i tak bardzo trudno jest oglądać dzieci w takim stanie. Są poważnie chore, a wszystko to wynika z faktu, że z powodu trwającego konfliktu nie miały wystarczającej ilości jedzenia. Rodziny są zmuszone do ucieczki z domów, nie wiedzą, gdzie znajdą kolejny posiłek. Dzieci płacą najwyższą cenę.
Założyliśmy szpitalny oddział leczenia niedożywienia dla dzieci z silnym, ostrym niedożywieniem. Mali pacjenci często są nie tylko niedożywieni, przyjeżdżają z infekcjami, malarią i innymi komplikacjami ze względu na osłabiony układ odpornościowy.
Obok leczenia szpitalnego razem ze społecznością lokalną zaczęliśmy na masową skalę prowadzić badania dzieci pod kątem niedożywienia i dystrybuować żywność. Badaliśmy dzieci poniżej piątego roku życia i te z nich, które potrzebowały wsparcia, otrzymywały gotową do spożycia żywność terapeutyczną.
Niesamowicie było obserwować prawdziwe postępy. Kiedy przyjechałam na miejsce, szpitalny oddział był przepełniony, a po dwóch miesiącach dystrybucji jedzenia liczba przyjęć zmalała. Widziałam poprawę sytuacji na własne oczy. To pokazuje, że nasze działania są potrzebne.

Więcej niż pomoc medyczna
Pewnego dnia przyjechała do nas matka z siedmiomiesięcznym dzieckiem. Dziecko było poważnie odwodnione, cierpiało na nieustanną biegunkę i wymioty. Bez natychmiastowego leczenia nie przeżyłoby nocy. Prawie niemożliwe było prowadzenie kroplówki do tak kruchego ciała. Jego żyły były niewydolne. Nie mieliśmy innego wyboru, więc wprowadziliśmy igłę bezpośrednio do szpiku kostnego, żeby podać płyny i leki.
Przez cały czas zastanawialiśmy się, czy dziecko przeżyje. Wyglądał bardzo źle. Ale pod koniec dnia było już trochę lepiej. Walczyliśmy dalej, bacznie go obserwując. Kilka dni później stan chłopca zaczął się poprawiać, a tydzień później wrócił do normy. Dziecko opuściło szpital z matką, uśmiechnięte i pulchne, jakby nigdy nic się nie stało.
Czasami szersza perspektywa może wydawać się przytłaczająca — dookoła jest tyle cierpienia i potrzeb. Wtedy skupiamy się na indywidualnych przypadkach, tych małych zwycięstwach. Przypominasz sobie: byliśmy tam. To dziecko otrzymało opiekę. To dziecko przeżyło. A teraz ma przed sobą przyszłość.
W takich realiach masz mniej opcji leczenia i mniej zasobów niż gdziekolwiek indziej, ale robisz wszystko, co możesz, wykorzystujesz to, co pod ręką. Nigdy nie tracisz nadziei — po prostu idziesz dalej. Trzeba przeć naprzód, bez względu na to, jak rozpaczliwe się to wydaje. To, co na początku wydawało się beznadziejnym przypadkiem, w rzeczywistości wcale nie było beznadziejne.
Ale rzecz w tym, że gdyby Lekarzy bez Granic tam nie było, to dziecko by nie przeżyło. Obecność Lekarzy bez Granic to coś więcej niż tylko zapewnienie pomocy medycznej. To pokazanie mieszkańcom Sudanu, że nie zostali zapomniani przez świat. Że ktoś gdzieś wciąż się o nich troszczy. W konflikcie, w którym przetrwanie jest niepewne, gdzie rodziny są rozdzielane, a przyszłość niepewna, prowadzenie funkcjonującego szpitala — w którym można uratować niedożywione dziecko, gdzie ranna osoba może uzyskać pomoc medyczną — oznacza, że ludzie wciąż mają nadzieję.
Ta nadzieja może istnieć tylko dzięki wsparciu osób takich jak Ty. To wsparcie jest teraz potrzebne bardziej niż kiedykolwiek.
Wpłać darowiznę, pomagaj mamom i dzieciom
"*" oznacza pola wymagane
