Zniszczenia po trzęsieniu ziemi w Sarmadzie w prowincji Idlib. Syria, 2023
© Zdjęcie: Hadia Mansour
Zniszczenia po trzęsieniu ziemi w Sarmadzie w prowincji Idlib. Syria, 2023

Syria: po trzęsieniu ziemi szpitale od razu były pełne rannych [ŚWIADECTWO] 

– Na zewnątrz rozglądaliśmy się w kompletnym szoku. Łzy mieszały się nam z krwią. Nie rozumieliśmy co się dzieje – Aisha, kierowniczka położnych Lekarzy bez Granic w Azaz w Syrii, opowiada o pierwszych dwóch dniach po trzęsieniu ziemi.  

Kiedy o 4.17 nad ranem rozpoczęło się trzęsienie ziemi, moja rodzina i ja spaliśmy. Poczuliśmy, że budynek się trzęsie. Mieszkamy w pięciopiętrowym budynku i czuliśmy jego wstrząsy.  

Z początku nie wiedzieliśmy co się dzieje, ale po jakichś 10 sekundach dotarło do nas, że to trzęsienie ziemi. Krzyknęłam do męża, żeby zabrał naszą dwuletnią córkę, Lareen. Trzymał ją blisko siebie. Dwoje naszych dzieci spało w sypialni. Pobiegłam, żeby je obudzić. Wyszliśmy na ulicę, nie wiedząc co się dzieje. 

Moja sąsiadka krzyczała. Ma dwoje dzieci, a jej męża nie było w pobliżu. Mój mąż wziął jej syna na ręce i pomogliśmy jej się wydostać.  

Nasi sąsiedzi z wyższych pięter rzucili dzieci, a my je złapaliśmy. Wszyscy tak robili. Złapaliśmy dzieci i pomogliśmy sąsiadom wydostać się z budynku.  

Na zewnątrz rozglądaliśmy się w kompletnym szoku. Łzy mieszały się nam z krwią. Nie rozumieliśmy co się dzieje.  

Aisha prowadzi szkolenie z resuscytacji noworodków dla położnych we wspieranych przez Lekarzy bez Granic placówkach medycznych. Syria, 2022
Aisha prowadzi szkolenie z resuscytacji noworodków dla położnych we wspieranych przez Lekarzy bez Granic placówkach medycznych. Syria, 2022

Dotarło do mnie, że muszę ratować ludzi. Niektórzy zostali w mieszkaniach, inni mogli zostać uwięzieni pod zawalonymi budynkami.  

Wybiegłam boso na ulicę. Mój mąż krzyczał, żebym wróciła: Aisha, gdzie idziesz? Chodź tutaj! 

Odmówiłam. Nie mogłam stać bezczynnie, kiedy tyle osób potrzebowało pomocy. Odkrzyknęłam: Tam mogą być ludzie uwięzieni pod gruzami! Jestem medyczką, muszę im pomóc.  

Chodziłam po naszej okolicy, aż upewniłam się, że żaden budynek się nie zawalił. Potem wróciłam i przytuliłam swoje dzieci. Resztkę nocy spędziliśmy z sąsiadami na podwórku, w deszczu. Byliśmy przerażeni. 

Jako matka przede wszystkim chciałam chronić swoje dzieci, zwłaszcza, że mój najstarszy syn został zabity w ostrzale Aleppo. Pierwszą myślą w mojej głowie była potrzeba ochrony dzieci i zabrania je w bezpieczne miejsce.  

Ale nie mogłam z nimi długo zostać. Musiałam iść pomagać. Szpitale prosiły o wsparcie. Ludzie uratowani spod gruzów byli przywożeni do szpitali, które wkrótce się przepełniły.  

Dzieci zachęciły mnie do pójścia. Mój syn powiedział: mamo, idź pomagać ludziom! Nie zostawaj tutaj.  

To dało mi siłę, żeby je zostawić i pójść. 

Wsiadłam do samochodu i skierowałam się szpitala [jako wolontariuszka], który najbardziej potrzebował wsparcia. Dotarłam na ostry dyżur i zaczęłam pracować.  

Miałam kontakt z zespołami Lekarzy bez Granic w rejonie i ich konsultantką medyczną. Zapytała mnie, czego potrzebujemy, jakich leków i zaopatrzenia chirurgicznego i medycznego.  

O 13.24 poczuliśmy potężny wstrząs wtórny. Budynek szpitalny jest zbudowany z metalowych paneli, więc w każdej chwili mógł się zawalić. Ranni zaczęli uciekać ze szpitala. Matki, dzieci, wszyscy uciekali w obawie o swoje życie. Widziałam, jak pomagano wyjść kobiecie w ciąży, która miała zaraz rodzić.  

To było przerażające. Przyjęliśmy ponad 50 rannych osób, które przyjechały z różnych regionów. Wszystkie cztery sale operacyjne były wypełnione po brzegi. Sale były pokryte krwią. Chirurdzy wykonywali osteotomie [zabiegi cięcia kości] i laparoskopie [operacje jamy brzusznej]. 

Brakowało wyposażenia i chirurdzy nie mogli przeprowadzić wszystkich potrzebnych osteotomii. Musieli skierować pacjentów do innych szpitali na operację.  

Brakowało także trumien i worków na zwłoki. Liczba zmarłych była bardzo wysoka: kobiety, dzieci, osoby starsze.  

Nasze zespoły udzielają wsparcia w prowincji Idlib.
Nasze zespoły udzielają wsparcia w prowincji Idlib.
Oddział położniczy w Mari musiał być ewakuowany, po 12 godzinach z powrotem działał – w nowej, bezpiecznej lokalizacji.
Oddział położniczy w Mari musiał być ewakuowany, po 12 godzinach z powrotem działał – w nowej, bezpiecznej lokalizacji.

Jeden mężczyzna zobaczył ciała swojej żony, dzieci i rodziców wyniesionych spod gruzów. Nie mógł sobie z tym poradzić, był w szoku. Nie mógł pojąć, że stracił całą swoją rodzinę pod gruzami. Co pół godziny przyjmowaliśmy kolejnego członka jego rodziny: syna, ojca, braci. Odeszło ponad 13 członków jego rodziny. I nie był jedyny.  

Staraliśmy się złagodzić cierpienie dzieci, jak tylko mogliśmy. Zabraliśmy je do pokoju dziecięcego, żeby trzyma je z dala od widoku krwi i innych trudnych rzeczy w szpitalu. Tyle byliśmy w stanie zrobić.  

O północy ortopeda był wezwany do amputacji stopy dziewczynki, która była uwięziona pod gruzami. Do przeprowadzenia amputacji potrzebny był lekarz i technik anestezjologii. Wraz z innymi medykami udali się na miejsce o 4 nad ranem, aby amputować stopę dziewczynki i uratować ją spod gruzów. Dziewczynka płakała: Nie przejmujcie się moją stopą, uratujcie mnie bez niej – wyciągnijcie mnie stąd! Tu jest ciemno, boję się! 

Ta scena była przerażająca. Wszyscy mówili potem, że to było jak koniec świata.  

Drugiego dnia pojechałam do biura Lekarzy bez Granic w As-Salamie w północnej Syrii. Skontaktowaliśmy się ze szpitalami uszkodzonymi w trzęsieniu ziemi, żeby wiedzieć czego potrzebują. Podzieliliśmy się na cztery grupy złożone z medyków i logistyków i odwiedziliśmy miejsca zniszczone przez trzęsienie ziemi: Afrin, Dżindajres, Azaz, Mari.  

Kiedy dotarliśmy tam, pomagaliśmy naszym partnerom w dystrybucji pomocy rzeczowej dla potrzebujących: poduszek, materacy, koców, środków czystości i sprzętu kuchennego. To były artykuły pierwszej potrzeby dla ludzi, którzy schronili się na polach, pod drzewami oliwnymi, na ziemi. Szukaliśmy rodzin, które nie miały schronienia i podstawowych rzeczy, zwłaszcza matek z niemowlętami.   

Było bardzo zimna. Padał deszcz i śnieg.   

Wkrótce dla ludzi szukających schronienia otwarto siłownie, place zabaw i domy kultury. Kiedy widzieliśmy ciasnotę i ludzi bez podstawowych rzeczy, takich jak koce i materace, zapewnialiśmy im pomoc i dostawy żywności.