Ukraina: droga do zdrowia po urazach wojennych [ŚWIADECTWO]
Małgorzata Foryt, fizjoterapeutka Lekarzy bez Granic, opowiada o swojej pracy w Ukrainie.
Spędziłam pięć miesięcy w Ukrainie. Wcześniej, w 2022 roku, pracowałam z Lekarzami bez Granic przez kilka miesięcy w Sudanie.
Nie byłam pewna, czego spodziewać się po projekcie w Ukrainie. Byłam jednak w zachodniej części kraju, gdzie sytuacja jest o wiele spokojniejsza niż na wschodzie. Oczywiście regularnie słychać alarmy przeciwlotnicze w całym mieście, ale szybko stały się po prostu kolejnym elementem mojego dnia. Byłam zaskoczona, jak łatwo człowiek może się przyzwyczaić.
Sygnał od ukraińskich szpitali
Ludzie często emocjonalnie reagowali na to, że jestem z Polski. Jeden pacjent opowiedział mi, że pomógł swojej córce i wnuczce dostać się do Polski. Zatrzymały się w miejscowości dosłownie kilka kilometrów od mojego rodzinnego miasteczka.
Jestem fizjoterapeutką i w projekcie odpowiadałam za prowadzenie działań wspierających rozwój i ulepszenie pracy lokalnych fizjoterapeutów.
Na początku dostaliśmy sygnał od ukraińskich szpitali, że istnieje potrzeba wsparcia w obszarze fizjoterapii. Rehabilitacja jest obecna w Ukrainie od długiego czasu, ale znana i przeprowadzana bardziej pod postacią np. elektroterapii. Fizjoterapia ruchowa to temat relatywnie świeży. A przede wszystkim fizjoterapeuci i fizjoterapeutki w Ukrainie nie mają dużego doświadczenia w pracy z pacjentami po urazach wojennych. Mam na myśli amputacje, złamania (w tym złamania otwarte) po postrzałach, po urazach odłamkami i z urazami towarzyszącymi. Właściwie to nawet nie są klasyczne złamania, a przynajmniej nie takie, o jakich najczęściej uczymy się na studiach. Są bardziej złożone i bardzo często z zakażeniem w ranach.
Doświadczenie Lekarzy bez Granic
Jeśli rehabilitacja rozpocznie się za późno lub w ogóle jej nie będzie, osoby z tak ciężkimi urazami mają mniejsze szanse na odzyskanie możliwie pełnej sprawności fizycznej. Przez to mogą mieć na trwałe pewien stopień niepełnosprawności ruchowej.
Fizjoterapia po urazach wojennych to obszar, w którym Lekarze bez Granic maja ogromne doświadczenie ze względu na wiele dekad pracy w sytuacjach konfliktów. Oceniliśmy, że możemy w rzeczywisty sposób pomóc.
Najpierw prowadziłam rozpoznanie potrzeb w Kropywnyckim. Potem dzieliłam swój czas między szpitalami w dwóch miastach w zachodniej części kraju, Użhorodzie i Iwano-Frankiwsku. Pacjenci, którzy wymagają bardzie złożonej i długotrwałej opieki, często są przewożeni ze wschodu kraju, aby oddalić się od walk i linii frontu.
Potrzeby na miejscu
Czy potrzeby na miejscu są duże? Widziałam całe oddziały pacjentów z ciężkimi urazami, którzy potrzebowali pomocy z zakresu fizjoterapii.
Starałam się zapewnić wsparcie dla lokalnej opieki medycznej, żeby nowe metody fizjoterapii były naprawdę dostępne dla fizjoterapeutów, którzy pracują z pacjentami. Ważne jest też, aby lekarze i lekarki byli poinformowani, dzięki czemu będą mogli w odpowiednim momencie wprowadzać fizjoterapię do planu leczenia pacjentów.
Udało nam się przekazać najbardziej podstawowy, ale i najpotrzebniejszy sprzęt fizjoterapeutyczny do szpitali w Użhorodzie. Wiele szpitali otworzyło oddziały rehabilitacji dopiero po eskalacji konfliktu, dlatego nie posiadali niezbędnego sprzętu.
Szkolenia – coś, co zostaje
Prowadziłam również szkolenia. Chciałam, żeby były bardzo praktyczne, więc wspólnie przyglądaliśmy się po prostu poszczególnym przypadkom. Zastanawialiśmy się, jaki plan, począwszy od pierwszej wizyty, jest potrzebny u konkretnego pacjenta. Albo na czym powinniśmy się skupić, jeśli ktoś ma wiele urazów. Pracowałam z osobami, które miały wykształcenie uniwersyteckie. Mogłam ominąć elementy z zakresu anatomii i fizjologii ciała, a w zamian skupić się konkretnie na aspekcie urazów wojennych.
Bardzo doceniam ten aspekt swojej pracy. Lubię myśleć, że to, czym podzieliłam się w trakcie takich warsztatów, zostaje na miejscu i pomoże wielu pacjentom w przyszłości.